Mała czarna w podróży – Parzenie dobrej kawy w nienajlepszych warunkach
ZABIERAMY KAWĘ (I NIE TYLKO) NA WYCIECZKĘ
Zanim rozpoczniemy poranny rytuał picia kawy, ciesząc się rześkim powietrzem i majówkowym luzem, musimy sobie kawę…przetransportować do naszej „dzikiej bazy” pod namiotem. Pół biedy, jeżeli majówkowy wypad wybieramy się samochodem i między parkingiem a namiotem mamy jakieś 50 metrów do przejścia. Gorzej, jeśli Andrzej zagrał nam na ambicji i ciśniemy właśnie w kierunku Morskiego Oka, tkwiąc w ludzkim korku i sapiąc z tęsknoty za łykiem płynnej kofeiny. Tymczasem kawa w plecaku przecież swoje waży, podobnie, jak osprzęt potrzebny do jej przygotowania. Dlatego jeszcze przed podróżą warto się zastanowić, w jakich warunkach będziemy przebywać, jak będziemy się przemieszczać i ile czasu właściwie będziemy mogli poświęcić na poranną ceremonię ekstrakcji.
W ziarnach czy zmielona?
Pierwszym dylematem, przed którym stoimy, jest to, w jakim stanie skupienia ma być nasza kawa. Świeże ziarna prosto z Nikaragui , sprytne saszetki jednorazówki, a może zapobiegliwie jeszcze w domu zmielone ziarenka? Wiadomo – im mniej roboty w dzień wolny od pracy, tym lepiej…dlaczego więc nie zmielić po prostu kawy jeszcze przed wyjazdem, a potem tylko ją parzyć? Być może opcja ta wygląda kusząco – ale nie dla prawdziwych kofeinowych twardzieli, którzy przecież uwielbiają budzić się rano i przed pierwszymi kilometrami na rowerze rozgrzać mięśnie, mieląc ulubione ziarna i wnerwiając sąsiadów z namiotu obok. A na poważnie – wiemy, że decydując się na ziarna, godzimy się też na dźwiganie młynka, ale z naszego doświadczenia…cóż, łatwiej zbiera się rozsypaną w plecaku kawę, jeżeli nie jest zmielona na drobny pył…
Zmielona…ale czym?
Oczywiście ciężko sobie wyobrazić korzystanie z elektrycznego młynka do kawy w campingowych warunkach, dlatego na wypady w leśną głusz warto zabrać ze sobą mały i poręczny młynek ręczny. Klasyczny i mieszczący się niemal do każdej torby Hario Slim Plus zmieli kawę równo, szybko i da się łatwo wyczyścić – nic więc dziwnego, że zawsze upchniemy do plecaka – tuż obok…
...szpeju do ekstrakcji
Naszym ulubionym sprzętem do przygotowywania porannej małej czarnej pod namiotem jest i będzie dripper. Dlaczego? Po pierwsze – kawa z przelewu ma więcej kofeiny i zwyczajnie skuteczniej nas rozbudzi w leniwy urlopowy poranek. Po drugie – do dripa nie potrzebujemy stałego źródła ciepła, na którym ma stać nasze naczynie. Oznacza to brak konieczności rozpalania ogniska o 6 rano – coś, co będąc na wakacjach, z pewnością docenimy. Po trzecie – prostota i uniwersalność metody, która sprawdza się w niemal każdych warunkach. Poważnie, dripa zrobimy na plaży, w szarpanym burzą namiocie, a nawet – na szczycie Giewontu. I nie potrzebujemy do tego nic więcej poza dripperem (nam najlepiej w podróży sprawdza się najzwyklejszy plastikowy klasyk Hario V60), naczyniem, do którego ma kapać napar i filtrem, przez który będzie się sączyć.
ALTERNATYWY DLA BARDZIEJ WYMAGAJĄCYCH
Oczywiście na campingu spotkać można miłośnika kawy nie tylko spod znaku prostego dripa, ale również – zwolennika tradycyjnej kawiarki czy poręcznego Aeropressa. Tak, przyrządzanie w nich kawy na biwaku jest również możliwe i ma wielu zwolenników. Co więcej, niektórzy widzą w ich użytkowaniu sporo zalet, których zwykły drip nie posiada.
I tak Aeropress wychwalać będą ci, którym zależy na esencjonalnej, intensywnej w smaku kawie, ale również – na zaoszczędzeniu miejsca w plecaku. Okazuje się bowiem, że na rynku dość łatwo można znaleźć młynki, które swoją wielkością dopasowane są do Aeropressu i nawet zmieszczą się do środka urządzenia! Kawiarka natomiast zapewnia spokój ducha wszystkim zwolennikom idei zero waste – aby zaparzyć w niej kawę nie potrzeba żadnych filtrów, które lądują potem w lesie i rozkładają się przez lata…
Niezależnie od tego, którą campingową opcję kawową reprezentujecie, pamiętajcie – urlop to najprawdopodobniej jedyny czas w roku, kiedy kofeiną możecie się cieszyć w tak pięknych okolicznościach przyrody. Dlatego nawet jeżeli wasza poranna mała czarna będzie miała inny niż zwykle poziom ekstrakcji, a jej smak nie będzie dokładnie taki sam, jak zawsze… po prostu cieszcie się tym, że możecie wreszcie delektować się jej idealnie-nieidealnym aromatem bez pośpiechu i na wakacyjnym luzie!